W najbardziej nowoczesnej szkole nr 106 w Warszawie, w miejscu Białołęka na ulicy Van Gogha 1, można zobaczyć wzruszający obrazek. Na głównej ścianie w holu tej szkoły wisi ogromny napis, taki około trzy metry na cztery metry. Jest pięknie i poważnie oprawiony w ramy. Natomiast zawiera dwa błędy stylistyczne i jeden ortograficzny. Wisi tam i opowiada, jak to szkoła wyobraża sobie współpracę z rodzicami. W wypracowaniu tym, wypoconym podobno przez poprzednią panią dyrektor szkoły, opisuje się miejsce wychowania i odpowiedzialności za młodzież – szkołę – oraz rodzica, któremu nieodpowiedzialnie zdarzyła się wpadka w postaci dziecka, za który to błąd powinien odpokutować, podejmując w szkole prace nieodpłatne na rzecz tejże szkoły, nie wspominając już o pieniądzach dotujących tę że szkołę. Te dwa piękne i jakże wzruszające postulaty wysuwa szkoła może nieco zakamuflowane, ale za to zdecydowanie podkreślając swoje stanowisko jako profesjonalnego wychowawcy młodzieży. Ciężko zapracowanym nauczycielom pomagają wszyscy – i w szkole, i w procesie wychowawczym, zacząwszy od sprzątaczek, a skończywszy na ochroniarzach. Ambitna kierowniczka pionu technicznego wprawdzie nie znosi „tej głupiej, rozpuszczonej młodzieży” i jest za przywróceniem kar cielesnych, ale także jest jak najbardziej zaangażowana w wychowywanie jej. Szkoła jest najeżona kamerami, system infiltruje prawie wszystkie zakamarki szkoły, nie wyłączając ubikacji i wraz z ochroną nastawiony jest oczywiście nie na ochronę szkoły i młodzieży, tylko na infiltrację jej. Pan ochroniarz skrzętnie nagrywa wszelkie wpadki młodych ludzi i „donosi” nagranie pani głównej pedagog szkoły. Na szczęście młodzież wykazuje wysoką odporność na paranoję dorosłych i żegluje poprzez meandry pedagogiki, pozostawiając za sobą tabuny nieudanych i kolejnych reform szkolnictwa. Nie do końca jednak. Nauka, jaką wynosi ze szkoły młodzież, brzmi – prawda, szacunek i własne zdanie się nie opłacają.
Szkoły nasze, szkoły – ech.
System szkolnictwa, to jedna z największych bolączek naszego kraju. System ten nie tylko zdeprecjonował szanowany kiedyś zawód, a wręcz powołanie nauczyciela, to jeszcze de facto nie pozwala na właściwy rozwój naszej młodzieży. Chciałbym najpierw zająć się systemem na poziomie podstawowym i średnim, bo wyższy, to już zupełnie inna historia nieoptymistyczna, a o jej wartości stanowi brak zainteresowania zachodnich uczelni naszymi naukowcami i współpracą z nimi. Nie mówiąc o pozycji naszych uczelni w rankingu światowym.
Jak więc widzę nasz system nauczania? Po pierwsze, chciałbym sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego szkoła jest tak niesłychanie znienawidzonym miejscem przez uczniów i rodziców, a nawet nauczycieli.
Ciekawe, że wszystkie strony problemu nauczania są złego zdania o miejscu zwanym szkołą:
- Nauczyciele, ponieważ nie zarabiają w szkole na tyle uczciwie, żeby prowadzić godne życie.
- Dzieci, ponieważ szkoła najczęściej niszczy ich wiarę w sens posiadania jakiejkolwiek osobowości.
- I w końcu rodzice, a to dlatego, iż szkoła staje się pasmem niekończących się i coraz większych wydatków.
Szkoła, jaką znamy, jest swoistą organizacją paramilitarną, i utrzymuje ten status od niesłychanie zamierzchłych czasów XIX wieku, i zawsze była miejscem indoktrynacji dla wszelkich systemów totalitarnych, tak było „za Niemca” i tak było w komunizmie. Obydwa totalitarne systemy nie chciały wychowywać społecznie aktywnych, inteligentnych i niezależnych umysłów, tylko raczej rodzaj niewolników głęboko przekonanych o wartościach danego systemu. Tak też dobierani byli nauczyciele, aby raczej służyć systemowi niż nauce, i stąd wzięło się przekonanie, że szkoła to jest miejsce pracy dla nauczycieli, a nie miejsce edukacji młodzieży, że przerwa służy tymże nauczycielom, a nie dzieciom, że prawo do osobowości ma w klasie tylko nauczyciel, a młodzież to banda koszmarnych przygłupów, nieodpowiedzialnych i leniwych.
Jako organizacja paramilitarna szkoła lubi mundurki, lubi również elementy musztry takie jak parady, apele i wszelkiego rodzaju akademie ku czci. Szkoła chce się zmieniać, ale nie umie się wyzwolić z paramilitarnego sentymentu. Pojawiają się tam również nauczyciele z powołania, ale natychmiast są przywoływani do porządku i zaczynają spełniać rolę w maszynie do mielenia mózgów. Jak do tej pory, w dalszym ciągu obowiązuje raczej negatywna selekcja w pojawianiu się nowych kadr w szkole. Martwi to tym bardziej, że przecież właśnie w tym miejscu tworzone są przyszłe kadry, a najważniejsze informacje, jakie wynosi młody człowiek z tej instytucji, to przekonanie o rozbieżności pomiędzy dwoma światami, światem realnym a sztucznym światem szkoły, pełnym zakłamania i pustych frazesów. To przekonanie niesie w życie i ono też kieruje jego poczynaniami w dalszych działaniach. To szkoła nakłania go do takiej refleksji i tego właśnie go uczy.
W świadomości młodego człowieka powstaje rozdwojony obraz prawdy o życiu i prawdy oficjalnej, niejako na pokaz. Tak reaguje nasza wytrenowana w szkole świadomość – słynna polska umiejętność, w której jedno się mówi, drugie się myśli, a trzecie się robi. Środowisko nauczycielskie uzależnione od swojej struktury, w której panuje dyscyplina i system bezpośredniej zależności nauczyciel-dyrektor-kurator powoduje zatrzymanie rozwoju szkół. Kuratoria to jeden z najbardziej negatywnych elementów zbiurokratyzowania szkół i prowadzenia do konfliktów na linii nauczyciel-uczeń-rodzic. To one właśnie są magazynem doktryn utrzymujących szkoły w dawnym drylu i niepozwalających im się zmieniać, ale na szczęście pojawiają się już projekty, które, mam nadzieję, zdmuchną je z powierzchni ziemi i przekażą władzę nad szkołą do rąk samorządów, a więc zbliżą je do życia. Do tej pory nie należy oczekiwać żadnych pozytywnych zmian w środowisku szkolnym, a może i dłużej. Poczekajmy jeszcze tę chwilę, ale nie bądźmy tylko obserwatorami, ponieważ konflikt w szkole narasta coraz bardziej, nieżyciowa, przeładowana programami szkoła i życie codzienne prowadzą do konfliktu, który w końcu zaskoczy nas tragedią. A niesprawna i niemoralna szkoła, to już tragedia dla naszego narodu.
Antykwariusz
No przykro mi ale jestem przekonana że dużo w tym prawdy, tak przynajmniej myślą młodzi nauczyciele, ale oni się nie odzywają, a starzy i tak nic nie rozumieją i ględzą dydaktycznie
Zgadzam się z Tobą – młodzi nauczyciele pewnie raczej są tak tłamszeni przez zimny i już nieskuteczny system szkolnego reżimu, a starzy tak jak mówisz, ględzą i robią zaporę tym z pomysłami, którzy chcieliby może coś zmienić.
szkoła to jednak syf
Trochę może za surowo i w takim patetycznym tonie, ale w sumie trochę tak to wygląda
Jakim za surowym? Niestety, ale trochę tak to wygląda, ja myślę, że taki tekst może przynajmniej sprowokować jakąś sensowną dyskusję na temat polskich szkół, bo dobrze z nimi to na pewno nie jest, wiedzą o tym i uczniowie i rodzice i nauczyciele, i… ale temat leży odłogiem…